niedziela, 27 marca 2011

Dom(k)owo

W okresie odbrażania się na druty, postanowiłam zapoznać się bliżej ze starą i kurzącą się w rogu maszyną. Z pierwszego spotkania wyszłam obronną ręką (i nie zamierzam się dołować że to tylko z powodu banalnego projektu). Efekt mnie nastawił optymistycznie, może nie wszystko stracone, może jeszcze coś mi się uda ;)
A może to słońce mnie zmyliło i tylko ono tak cieszy ...

Już czas

Już czas się przyznać, sama przed sobą i wszystkimi innymi, że moja kupa pióra to jedna wielka porażka. Jednak żeby ją choć troszczekę zmniejszyć, podsumowałam i spisałam sobie błędy. W końcu człek na nich się uczy. Mam zamiar tak zrobić jak tylko minie mi złość, że mi nie wyszło.
Prezentacji brak bo wstyd palący :)

piątek, 18 marca 2011

Jeszcze nie poległam

Boszszsz... tyle to już czasu?!
Pórkowemu dałam trzecią szansę :) tia, dobrze że włóczka cudna bo znosi to wszystko bardzo dzielnie, ja sobie jeszcze nie dałam z tym spokoju, w końcu nie może to być takie trudne, wrrr...
Póki co, głównie po to by nie zniezawidzić drutów, wydrutowałam coś pod szyję. I naprawdę nieważny był tu ani krój ani ścieg, tylko KOLOR - nie powiem żeby w jakiś szczególny sposób groch kojarzył mi się z wiosną, ale jest tak OPTYMISTYCZNY, że nie mogłam się powstrzymać.


I jeszcze chwilkę potem, w jakiś cudny wieczór sprułam nienoszoną nigdy opaskę do włosów i nakręciłam a'la róże - w ten sposób mam stary-nowy ciuch. Widziałam to oczywiście na iluśtam blogach i nie jestem w stanie wskazać, który konkretnie sprawił, że to zrobiłam. Recycling zaczyna mnie kręcić, zdecydowanie muszę uważać :)

A - i już wiem, że zanim się zabiera za przyszywanie tych a'la róż należy się w bluzeczkę pieknie ubrać i na sobie ciasno te a'la róże skomponować, bo miały być ciasno a cyc sprawił że się rozjechały (co nie zmniejszyło ni ciut mojej radości!)

a'la cośtam kojarzy mi się z cytatem kultowym "... indyk a'la flaczki, indyk a'la łosoś..."