czwartek, 25 stycznia 2018

Move on up!

Rzutem na taśmę, bo potem znowu będzie długa przerwa i zaległości się namnożą.
Szybki i przyjemny teścik dla Agaty. Bardzo mi się spodobała ta czapka a akurat miałam jeden motek Leizu Worsted Julie Asselin w kolorze cherry pie, to naprawdę nie było się nad czym zastanawiać.

Tym razem prezentacja na córce.


Wzór serdecznie polecam! Nie trudny, ale i nie nudny! Zobaczcie też inne wersje. 






Dziękuję Amanita! 


wtorek, 23 stycznia 2018

Recoleta

Jakoś tak mam, że niektóre projekty wpadają na druty od razu, tak w ramach “miłości od pierwszego wejrzenia” ale potem, już w trakcie dziergania, pojawiają się wątpliwości.
Inne projekty, jak ten, na początku nie zwracają mojej uwagi, jakby specjalnie po to, żeby po dotarciu do mojego serca, powstawały w tempie ekspresowym i były ukochane na wszystkie czasy. Tu akurat na zimowe czasy.
Cóż, widziałam i słyszałam już dawno o tym swetrze, nawet nie skusiło mnie to, że Gosia już od jakiegoś czasu miała go w kolejce (widać do wszystkiego muszę dojrzeć). Ale strzała Amora dotarła do mnie kiedy go zobaczyłam. I przepadłam. Na 3 tygodnie, bo tyle zajęło mi dzierganie.




Do Warszawy przyjechałam na kilkanaście godzin, zobaczyłam Gosię w recolecie i wyjechałam z torbą pełną riosa do produkcji własnej wersji.

Wzór: Joji Locatelli Recoleta
Włóczka: Malabrigo rios Teal Feather w ilości 4,5 motka



Poszalałam z rozmiarem, bo zrobiłam coś pomiędzy S i M, przez co wzór się trochę rozjechał po bokach i nie zamyka się tak idealnie jak w wersjach zgodnych z rozpiską. Ale mnie to nie przeszkadza. Zakładam, że jest to dodatkowa ‘atrakcja’.
 

Poszalałam też z kolorem, sama bym nie wybrała, ale przyznaję, że mocno trafiony!
Sweter zaliczam do tych najulubieńszych ale też ciepłych, przez co nie mogę w nim paradować tak często jak bym chciała.
Mam nadzieję, że w najbliższą sobotę będzie..., no powiedzmy - nienajcieplej. I będę mogła wybrać się do Wrocławia w tej pięknej "Recolecie".

niedziela, 21 stycznia 2018

FYF czyli „taki sam ale inny”

FYF – której dziewiarce w tym sezonie choć raz nie przeszło przez głowę „chcę taki”, która z nas i Was nie układała w głowie różnych kombinacji kolorystycznych…
No dobra, może się takie znajdą, ale przyznacie, że w większości przypadków, jedyne co nas powstrzymuje to wielkość tego szala i ilość potrzebnej włóczki. Ale tu z kolei można liczyć na to, że jakieś zasoby domowe, tudzież inne niewykorzystane kulki będą przydatne. Problemem może okazać się też sam wybór odpowiadającej nam wersji (ja przejrzałam tyyyllleee połączeń kolorów, że zaczynały mi się śnić po nocach).  Potem to już nie chodzi tylko o wybór kolorów ale tez o ich układ! Bo każda wersja jest inna (nawet jak jest taka sama ;)), bo każdemu podoba się coś innego (i to jest piękne!), bo jeden może być lepszy od drugiego (oczywiście bardzo subiektywnie), bo każdy cudownie spersonalizowany, jedyny i niepowtarzalny!


Chodził mi po głowie dość długo, ale ten Chmurkowy sprawił, że ostatecznie postanowiłam go wydziergać. I to taki w wersji „taki sam ale inny”.  A że złożyło się na czas drutozlotu, to i włóczki nabyłam chmurkowe, premierowe. Od razu wiedziałam, że włóczki będzie za mało, ale miałam dwa kierunki rozwiązania sytuacji: pierwszy i uzgodniony z Gosią (taaakkk, znowu razem) to taki, że nasze wersje będą mniejsze. Potem dopiero uzmysłowiłam sobie, że to nie takie proste w tej konstrukcji i decyzja taka zapada na dość wczesnym etapie, co znacznie utrudnia dopasowanie ilości dostępnej włóczki i zaplanowanego układu kolorów. Druga, dość oczywista, to wplecenie czegoś dodatkowego, z domowych zbiorów (któż tego nie ma?!).
Wzór naprawdę mało wymagający, poza tym w sieci można znaleźć filmiki pokazujące każdy etap wykonania. Mnogość gotowych projektów zachęca do dziergania. Wyobrażenie efektu końcowego działa bardzo motywacyjnie.

Mnie jednak ten projekt wykończył.

Nie tylko z uwagi na swoją wielkość. Ale tak, to naprawdę bardzo, bardzo długi szal. Bardzo chciałam go już skończyć. Bardzo. Poza tym, moje początkowe założenie, że w zasadzie jest to robótka telewizyjna spowodowało, że prułam kilka razy, bo się rozpędzałam i przelatywałam kolejne sekcje. Wrrrr.
Po każdym pruciu, miałam w głowie tylko jedno – żeby to już skończyć. Zaczynając ostatnią sekcję okazało się, że absolutnie nie wystarczy mi tego koloru. Absolutnie.  W ramach (znowu) ostatecznego działania zmierzającego do zakończenia, próbowałam to „jakoś” zamknąć. No ale nie wyglądało to. Tego się nie da oszukać w tym wzorze. To po prostu MUSI być dokończone.
Tylko był to już etap maksymalnego zniechęcenia. Koniec, wyczerpałam chęci i moce.
I w takich sytuacjach pojawia się Gosia, która uświadamia mi rzecz zupełnie oczywistą, że przecież Ona ma ten kolor!!!
Oczekiwanie na małą kulkę włóczki dało mi czas na ostudzenie emocji i już z wielką ochotą dodziergałam go do końca (dosłownie 5m zabrakło!). Dziękuję!
Jeszcze słówko o włóczce – jak dobrze, że ta Marzena zaczęła farbowanie! Ma wyczucie Dziewczyna! Ogólnie Chmurkowy sklepik to istny fenomen. Mam wrażenie że tam włóczki znikają szybciej niż się pojawiają! Mam problem z zakupem tego co lubię! A to co się działo ostatnio to już obłęd! Przyznać mi się tu zaraz która wykupiła całego Milisa?!
Mam nadzieję, że nikogo nie zniechęcałam do wydziergania własnego FYF. Nie taki miałam zamiar.


Efekt jest wart tych trudów (już o nich zapomniałam, reszta to sama przyjemność). Zachwyca mnie to, że tyle z nas ma „taki sam ale inny”, wspaniałe jest to, że każda ma swoją wersję kolorystyczną, swój niepowtarzalny FYF. Cudowne jest to, że w takim szalu może znaleźć się nasz charakter, zamiłowania, stan emocjonalny. Taki prosty wzór, a tyle możliwości wyrazu!
Mimo, że już mam swój FYF, nadal oglądam nowe, pojawiające się wykonania i nadal układam w głowie inne wersje kolorystyczne (choć ostatecznie wykorzystałam Chmurkowy pomysł i choć drugiego na pewno nie zrobię).


Najwspanialszym i jednocześnie najkoszmarniejszym etapem tego projektu był etap planowania!!!

PS. Nie pamiętam kiedy ostatnio tu tyle napisałam…