Przy pierwszym dotknięciu motka wiedziałam, że to odkrycie sezonu.
Miękkość i puszystość, lekkość i delikatność, nazwa adekwatna do rzeczywistości.
Air.
Nadaje się na wszystkie wdzianka, ale prosta forma pozwala wydobyć z niej to co najlepsze.
Zachwyt nad air trzymał mnie przez cały czas dziergania tej prostej w swojej prostocie narzutki. Dużo takich teraz w tych sklepikach z włoskimi ciuchami, które wyrosły ostatnio jak grzyby po deszczu (przynajmniej tu, na śląsku). Spodobała mi się, no ale przecież nie kupię! Patrzę sobie i myślę, że to przecież obciach dla dziewiarki kupić coś tak prostego; pomijam względy finansowe bo te nic sobie nie robią z prostoty formy. Zanim wróciłam do domu miałam przeliczone w głowie oczka itd. wiecie jak to jest...
Dzierganie z air - cudo, ale to co stało się potem spowodowało, że moje zachwyty, ochy i achy przerodziły się w złość. Bo ja wcale nie chciałam żeby to się sfilcowało i zmieniło zadany rozmiar.
Przeczekałam kilka dni i zrobiłam drugi. Ten pierwszy najpierw chciałam wyrzucić, potem jednak Hania przymierzyła i tak już zostało.
Robiłam na drutach nr 5 mm, zużyłam po 3 motki drops air. I mimo, że pierwsze spotkanie nie było udane - natychmiast zamówiłam inny kolor.
Z tego drugiego powstały dwa cardigany, a resztki wystarczyły na bardzo prostą opaskę dla Hani.